Dali radę. Pierwsza gwiazdorska edycja "L'aventure Robinson" zakończyła się sukcesem medialnym i wizerunkowym, i jeszcze długo po zakończeniu, była szeroko komentowana w mediach. Jakie wnioski i opinie po nim możemy wyciągnąć? Zapraszam na recenzję formatu "na chłodno" - w rozwinięciu posta.
"Misja Robinson" to format skazany na sukces. Widzowie uwielbiają oglądać perypetie uczestników, którzy decydują się na wyprawę na bezludną wyspę. Interesuje ich, w jaki sposób odnajdą się w oddalonym od cywilizacji miejscu, jak poradzą sobie w grupie, kto się z kim polubi, a kto nie i - wreszcie - jak wypadną w wyzwaniach, przygotowanych dla nich przez twórców programu. Dlatego też decyzja TF1 o wysłaniu na opuszczoną wyspę na środku oceanu dwóch gwiazd, nie była wielkim ryzykiem. Po pierwsze - kto nie lubi oglądać sław, zmuszonych do radzenia sobie w warunkach, z którymi na co dzień mają niewiele do czynienia? Każdy celebryta ma swoich sympatyków i wrogów. Jedni i drudzy na pewno z chęcią zasiądą przed telewizorem, obserwować sukcesy i porażki sławnych uczestników. Może któryś zaliczy wpadkę? A może jeden z drugim się pokłócą? Kombinacje są różne, ale najważniejsze, że przekładają się na wysoką oglądalność; tym większą im bardziej pierwszoplanowe gwiazdy uda się zakontraktować. W przypadku "L'aventure Robinson" udało się to pierwszorzędnie. Zarówno Kendji Girac jak i Maitre Gims to "pierwsza półka" francuskich sław. Obaj młodzi, utalentowani i na topie. To musiało zakończyć się sukcesem.
Również formuła programu i jego przebieg nie zawiodły widza. Akcja toczyła się wartko, cały czas coś się działo, nie było momentów przestoju, w których widz mógłby się nudzić. Producenci nie zastosowali taryfy ulgowej wobec swoich gwiazd, które musiały sobie poradzić z brakiem dachu nad głową w czasie ulewy, brakiem jedzenia i kontaktu z innymi ludźmi. Do tego musieli wykonać trzy zadania, wymagające myślenia, siły i współpracy . Plusem całego programu były też przepiękne zdjęcia - widoki z bezludnej wyspy na środku oceanu były po prostu bajeczne. Twórcy zrobili wszystko, aby show spodobało się widzowi.
Same gwiazdy również stanęły na wysokości zadania. W trudnych warunkach radzili sobie z godnością i byli optymistycznie nastawieni do pobytu na osamotnionej wysepce. Często żartowali, śmiali się i śpiewali, przez co widz nie do końca zdawał sobie sprawę, jak trudny musiał być dla nich pobyt tam. Również do wyzwań pochodzili bardzo profesjonalnie - wyraźnie zależało im, aby zdobyć jak najwięcej skrzynek, a tym samym i pieniędzy dla fundacji. Widać to było szczególnie podczas drugiego zadania, w którym nie poszło im najlepiej. Obaj przeżywali niepowodzenie jeszcze długi czas po jego zakończeniu.
Z dwójki "Robinsonów" od samego początku to Kendji wydawał się osobą, która ma szansę poradzić sobie na bezludnej wyspie. Piosenkarz dorastał w karawanie cygańskiej i - jak sam mówił w licznych wywiadach - nie miał w dzieciństwie i wczesnej młodości luksusów. Sam musiał zacząć pracować już w wieku 12 lat, aby pomóc finansowo swej rodzinie. Nawet po zdobyciu sławy i dużych pieniędzy, niewiele zmienił swój tryb życia. W otoczeniu młodego Cygana trudno dopatrzyć się luksusów i wielkiego szastania kasą. Kto więc inny jak nie on miałby sobie dać radę w programie?
Przypuszczenia te potwierdziły się już w pierwszych momentach show. Kendji nie miał problemów z wykorzystaniem przedmiotów, które znalazł na wyspie. Wiedział jak użyć kamiennej zapalniczki, jak zawiesić pled na drzewie za pomocą sznurka, jak rozpalić ognisko, jak złożyć prymitywną wiatę, jak uchronić swój obóz przed zalaniem, jak otworzyć metalową puszkę za pomocą noża, etc. etc.... Ponadto był siłą napędową we wszystkich wyzwaniach: wspinał się, wkręcał i odkręcał śruby, nurkował, skakał - długo by wymieniać wszystko, co musiał zrobić w programie. Oczywiście, narzekał (niezbyt często) na upał i na to, że jest ciężko. Ale też po męczącym dniu potrafił zagrać na gitarze, zaśpiewać, opowiedzieć coś śmiesznego. Nigdy też nie okazał złości, nawet gdy jego kompan nie potrafił ogarnąć całkiem prostych rzeczy. Okazało się, że jest dokładnie taki, jak wcześniej można było zaobserwować w mediach - miły chłopak, który spokojnie poradziłby sobie, żyjąc jak zwykły człowiek. Podczas programu był prawdziwą ostoją i wielkim stopniu przyczynił się do końcowej wygranej. Potwierdzają to opinie internautów, którzy w komentarzach podkreślili, że gdyby mieli się znaleźć na bezludnej wyspie, to czuliby się bezpiecznie, gdyby to on był ich towarzyszem podróży. Zebrał też inne, niemal w 100% pozytywne komentarze. Nawet fakt, że przestraszył się kraba, nie ośmieszył go w oczach oglądających.
Również moja opinia o jego udziale w programie nie może być inna, jak tylko pozytywna. Szczerze ucieszyłam się, kiedy dowiedziałam się o jego udziale w "L'aventure Robinson". W programach tego typu trudno jest udawać, albowiem w trudnych warunkach widać, jakim człowiekiem ktoś jest naprawdę. Sama byłam ciekawa jak wiele prawdy jest w wizerunku Kendji promowanym w mediach; czy rzeczywiście jest takim "chłopakiem z sąsiedztwa", na jakiego wygląda. Okazało się, że tak. Mówią, że człowiekowi łatwiej przywyknąć do luksusów niż od nich odwyknąć. Kendji pokazał w tym programie, że niekoniecznie tak jest. Jestem pewna, że nawet gdyby gdyby nie miał sławy i pieniędzy, które ma obecnie, to i tak spokojnie poradziłby sobie w życiu. Poza tym zaimponował mi szczególnie w trzecim zdaniu. Wydobycie skrzynek z morza, było naprawdę trudnym zadaniem. Pośpiech z powodu ograniczenia czasowego, konieczność wstrzymania oddechu pod wodą, a do tego jeszcze musiał udzielić pomocy Maitre Gimsowi, który w połowie zadania zapomniał zabrać wcześniej zdobytej skrzynki... Dla mnie Kendji był bohaterem tego zadania. I nie tylko jego; dwóch pozostałych też. I całego programu. Kto by pamiętał o jakimś tam incydencie z krabem... Król bezludnej wyspy jest tylko jeden;) Chapeau bas!
Wiadomość, że Maitre Gims będzie jednym z uczestników programu "L'aventure Robinson", była dla wielu szokiem. Może to krzywdzące dla twórcy hitu "Bella", ale Maitre zupełnie nie pasuje do stereotypu poszukiwacza przygód z dala od cywilizacji. Wszyscy, którzy choć raz zajrzą na jego Instagram, od razu zrozumieją, skąd bierze się takie a nie inne wrażenie. Urodzony w Kinszasie piosenkarz uwielbia otaczać się luksusem. Drogie ubrania i gadżety, ekskluzywne samochody i samoloty - tak wygląda codzienność wokalisty. Szansa na zobaczenie go w ubraniach z bazaru czy lumpeksu jest bliska zeru. Czy taka osoba może poradzić sobie w miejscu, gdzie nie ma nic, tylko dzika natura? Wielu miało wątpliwości, czy gwiazdor aby na pewno dobrze przemyślał swoją decyzję.
Obawy te potwierdziły się po kilku minutach programu, kiedy po krótkim marszu piosenkarz oznajmił, że to miejsce nijak nie przypomina hotelu Ritz, czy innych znanych mu miejsc. W sumie nie wiadomo było czy brać to na poważnie czy jako żart, bo przecież to było do przewidzenia, prawda? Dalej było jeszcze śmieszniej. Maitre Gims wziął zapalniczkę za "rodzaj klucza" i nie miał zielonego pojęcia, jak zabrać się za budowę prymitywnej wiaty. Nie umiał też rozpalić ognia, oraz nie wiedział w jaki sposób zabrać się za zdobycie jedzenia. W chwilę później zaskoczył widzów i samego Kendji oznajmiając, że nigdy w życiu nie miał w rękach śrubokrętu i nie wie, jak się go używa. Kiedy zaś zapytał Kendji czy podczas mieszkania w karawanie miał dostęp do całodobowego WiFi wielu zastanawiało się, w jakim świecie żyje Maitre Gims i co on tutaj robi?
Powyższe sceny nie są jednak kompletnym odzwierciedleniem zachowania piosenkarza w tym programie. Owszem nie miał on pojęcia o wielu sprawach, nawet tych z pozoru banalnych. Ale nie okazał się przy tym bufonem, czego można było się obawiać. Starał się w miarę możliwości pomagać Kendji przy wszystkim, co konieczne. Nie robił problemu z pomocy przy zbudowaniu wiaty, czy też z konieczności wyprawy po liście palmowe (na posłanie), jedzenie i opał. Okazał się być dobrą duszą wyprawy. Mimo (niezbyt licznych) narzekań zachowywał pogodę ducha, opowiadał kawały i śpiewał. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby przy okazji nie zareklamował "Tout donner" i "Bella" oraz koncertu na Stade de France we wrześniu przyszłego roku :) Okazało się też, że poza świetnym wokalem (jak zgodnie stwierdzili komentujący - audiotune to on nie potrzebuje), posiada też zdolności plastyczne i ładnie rysuje. Nie można też powiedzieć, żeby wokaliście nie zależało na wygraniu jak największej liczby pieniędzy dla fundacji. W wyzwaniach robił co mógł, aby pomóc Kendji. Mimo to spotkał się z dość sporą krytyką internautów. "Co robi w programie Kendji? Wszystko. Co robi Maitre Gims? Śpiewa." - mniej-więcej taki wydźwięk miała większość opinii, wyrażana przez oglądających. Może hejtów byłoby mniej, gdyby pokazał się bez okularów, na co skrycie liczyła większość z nich? Niestety, potwierdziły się jego słowa z wywiadów i piosenkarz ani na moment nie zdjął swoich słynnych okularów. Nawet, gdy musiał pływać :P
Jednak moja opinia o występie Maitre Gimsa, również jest pozytywna. Zawsze podziwiałam jego talent wokalny, ale wydawał mi się dość płytkim człowiekiem, dla którego liczą się tylko luksusy i sława. Okazało się, że nie miałam racji, z czego bardzo się cieszę. Twórca hitu "Brise" okazał się naprawdę spoko gościem! Okazało się, że ma poczucie humoru i jest optymistycznie nastawiony do świata. Zaimponował mi, że nawet w tak nietypowych dla niego warunkach potrafił się odnaleźć i przetrwać. Owszem, czasem denerwowała mnie, a czasem śmieszyła jego nieznajomość prostych rzeczy. Ale cóż - skoro nie musiał ich w życiu używać, to trudno się dziwić, że ich nie umie. Zdenerwował mnie tak naprawdę tylko raz, kiedy w trzecim zadaniu zapomniał skrzynki, przez co Kendji musiał przerwać wyzwanie i popłynąć po nią razem z niesfornym kolegą. Poza tym nie mam do niego większych zastrzeżeń, a nawet wręcz podziwiam, że zdecydował się na udział w takim formacie.. Dał pan radę, Monsieur Gims!
"Misja Robinson" to format skazany na sukces. Widzowie uwielbiają oglądać perypetie uczestników, którzy decydują się na wyprawę na bezludną wyspę. Interesuje ich, w jaki sposób odnajdą się w oddalonym od cywilizacji miejscu, jak poradzą sobie w grupie, kto się z kim polubi, a kto nie i - wreszcie - jak wypadną w wyzwaniach, przygotowanych dla nich przez twórców programu. Dlatego też decyzja TF1 o wysłaniu na opuszczoną wyspę na środku oceanu dwóch gwiazd, nie była wielkim ryzykiem. Po pierwsze - kto nie lubi oglądać sław, zmuszonych do radzenia sobie w warunkach, z którymi na co dzień mają niewiele do czynienia? Każdy celebryta ma swoich sympatyków i wrogów. Jedni i drudzy na pewno z chęcią zasiądą przed telewizorem, obserwować sukcesy i porażki sławnych uczestników. Może któryś zaliczy wpadkę? A może jeden z drugim się pokłócą? Kombinacje są różne, ale najważniejsze, że przekładają się na wysoką oglądalność; tym większą im bardziej pierwszoplanowe gwiazdy uda się zakontraktować. W przypadku "L'aventure Robinson" udało się to pierwszorzędnie. Zarówno Kendji Girac jak i Maitre Gims to "pierwsza półka" francuskich sław. Obaj młodzi, utalentowani i na topie. To musiało zakończyć się sukcesem.
Również formuła programu i jego przebieg nie zawiodły widza. Akcja toczyła się wartko, cały czas coś się działo, nie było momentów przestoju, w których widz mógłby się nudzić. Producenci nie zastosowali taryfy ulgowej wobec swoich gwiazd, które musiały sobie poradzić z brakiem dachu nad głową w czasie ulewy, brakiem jedzenia i kontaktu z innymi ludźmi. Do tego musieli wykonać trzy zadania, wymagające myślenia, siły i współpracy . Plusem całego programu były też przepiękne zdjęcia - widoki z bezludnej wyspy na środku oceanu były po prostu bajeczne. Twórcy zrobili wszystko, aby show spodobało się widzowi.
Same gwiazdy również stanęły na wysokości zadania. W trudnych warunkach radzili sobie z godnością i byli optymistycznie nastawieni do pobytu na osamotnionej wysepce. Często żartowali, śmiali się i śpiewali, przez co widz nie do końca zdawał sobie sprawę, jak trudny musiał być dla nich pobyt tam. Również do wyzwań pochodzili bardzo profesjonalnie - wyraźnie zależało im, aby zdobyć jak najwięcej skrzynek, a tym samym i pieniędzy dla fundacji. Widać to było szczególnie podczas drugiego zadania, w którym nie poszło im najlepiej. Obaj przeżywali niepowodzenie jeszcze długi czas po jego zakończeniu.
Z dwójki "Robinsonów" od samego początku to Kendji wydawał się osobą, która ma szansę poradzić sobie na bezludnej wyspie. Piosenkarz dorastał w karawanie cygańskiej i - jak sam mówił w licznych wywiadach - nie miał w dzieciństwie i wczesnej młodości luksusów. Sam musiał zacząć pracować już w wieku 12 lat, aby pomóc finansowo swej rodzinie. Nawet po zdobyciu sławy i dużych pieniędzy, niewiele zmienił swój tryb życia. W otoczeniu młodego Cygana trudno dopatrzyć się luksusów i wielkiego szastania kasą. Kto więc inny jak nie on miałby sobie dać radę w programie?
Przypuszczenia te potwierdziły się już w pierwszych momentach show. Kendji nie miał problemów z wykorzystaniem przedmiotów, które znalazł na wyspie. Wiedział jak użyć kamiennej zapalniczki, jak zawiesić pled na drzewie za pomocą sznurka, jak rozpalić ognisko, jak złożyć prymitywną wiatę, jak uchronić swój obóz przed zalaniem, jak otworzyć metalową puszkę za pomocą noża, etc. etc.... Ponadto był siłą napędową we wszystkich wyzwaniach: wspinał się, wkręcał i odkręcał śruby, nurkował, skakał - długo by wymieniać wszystko, co musiał zrobić w programie. Oczywiście, narzekał (niezbyt często) na upał i na to, że jest ciężko. Ale też po męczącym dniu potrafił zagrać na gitarze, zaśpiewać, opowiedzieć coś śmiesznego. Nigdy też nie okazał złości, nawet gdy jego kompan nie potrafił ogarnąć całkiem prostych rzeczy. Okazało się, że jest dokładnie taki, jak wcześniej można było zaobserwować w mediach - miły chłopak, który spokojnie poradziłby sobie, żyjąc jak zwykły człowiek. Podczas programu był prawdziwą ostoją i wielkim stopniu przyczynił się do końcowej wygranej. Potwierdzają to opinie internautów, którzy w komentarzach podkreślili, że gdyby mieli się znaleźć na bezludnej wyspie, to czuliby się bezpiecznie, gdyby to on był ich towarzyszem podróży. Zebrał też inne, niemal w 100% pozytywne komentarze. Nawet fakt, że przestraszył się kraba, nie ośmieszył go w oczach oglądających.
Również moja opinia o jego udziale w programie nie może być inna, jak tylko pozytywna. Szczerze ucieszyłam się, kiedy dowiedziałam się o jego udziale w "L'aventure Robinson". W programach tego typu trudno jest udawać, albowiem w trudnych warunkach widać, jakim człowiekiem ktoś jest naprawdę. Sama byłam ciekawa jak wiele prawdy jest w wizerunku Kendji promowanym w mediach; czy rzeczywiście jest takim "chłopakiem z sąsiedztwa", na jakiego wygląda. Okazało się, że tak. Mówią, że człowiekowi łatwiej przywyknąć do luksusów niż od nich odwyknąć. Kendji pokazał w tym programie, że niekoniecznie tak jest. Jestem pewna, że nawet gdyby gdyby nie miał sławy i pieniędzy, które ma obecnie, to i tak spokojnie poradziłby sobie w życiu. Poza tym zaimponował mi szczególnie w trzecim zdaniu. Wydobycie skrzynek z morza, było naprawdę trudnym zadaniem. Pośpiech z powodu ograniczenia czasowego, konieczność wstrzymania oddechu pod wodą, a do tego jeszcze musiał udzielić pomocy Maitre Gimsowi, który w połowie zadania zapomniał zabrać wcześniej zdobytej skrzynki... Dla mnie Kendji był bohaterem tego zadania. I nie tylko jego; dwóch pozostałych też. I całego programu. Kto by pamiętał o jakimś tam incydencie z krabem... Król bezludnej wyspy jest tylko jeden;) Chapeau bas!
Wiadomość, że Maitre Gims będzie jednym z uczestników programu "L'aventure Robinson", była dla wielu szokiem. Może to krzywdzące dla twórcy hitu "Bella", ale Maitre zupełnie nie pasuje do stereotypu poszukiwacza przygód z dala od cywilizacji. Wszyscy, którzy choć raz zajrzą na jego Instagram, od razu zrozumieją, skąd bierze się takie a nie inne wrażenie. Urodzony w Kinszasie piosenkarz uwielbia otaczać się luksusem. Drogie ubrania i gadżety, ekskluzywne samochody i samoloty - tak wygląda codzienność wokalisty. Szansa na zobaczenie go w ubraniach z bazaru czy lumpeksu jest bliska zeru. Czy taka osoba może poradzić sobie w miejscu, gdzie nie ma nic, tylko dzika natura? Wielu miało wątpliwości, czy gwiazdor aby na pewno dobrze przemyślał swoją decyzję.
Obawy te potwierdziły się po kilku minutach programu, kiedy po krótkim marszu piosenkarz oznajmił, że to miejsce nijak nie przypomina hotelu Ritz, czy innych znanych mu miejsc. W sumie nie wiadomo było czy brać to na poważnie czy jako żart, bo przecież to było do przewidzenia, prawda? Dalej było jeszcze śmieszniej. Maitre Gims wziął zapalniczkę za "rodzaj klucza" i nie miał zielonego pojęcia, jak zabrać się za budowę prymitywnej wiaty. Nie umiał też rozpalić ognia, oraz nie wiedział w jaki sposób zabrać się za zdobycie jedzenia. W chwilę później zaskoczył widzów i samego Kendji oznajmiając, że nigdy w życiu nie miał w rękach śrubokrętu i nie wie, jak się go używa. Kiedy zaś zapytał Kendji czy podczas mieszkania w karawanie miał dostęp do całodobowego WiFi wielu zastanawiało się, w jakim świecie żyje Maitre Gims i co on tutaj robi?
Powyższe sceny nie są jednak kompletnym odzwierciedleniem zachowania piosenkarza w tym programie. Owszem nie miał on pojęcia o wielu sprawach, nawet tych z pozoru banalnych. Ale nie okazał się przy tym bufonem, czego można było się obawiać. Starał się w miarę możliwości pomagać Kendji przy wszystkim, co konieczne. Nie robił problemu z pomocy przy zbudowaniu wiaty, czy też z konieczności wyprawy po liście palmowe (na posłanie), jedzenie i opał. Okazał się być dobrą duszą wyprawy. Mimo (niezbyt licznych) narzekań zachowywał pogodę ducha, opowiadał kawały i śpiewał. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby przy okazji nie zareklamował "Tout donner" i "Bella" oraz koncertu na Stade de France we wrześniu przyszłego roku :) Okazało się też, że poza świetnym wokalem (jak zgodnie stwierdzili komentujący - audiotune to on nie potrzebuje), posiada też zdolności plastyczne i ładnie rysuje. Nie można też powiedzieć, żeby wokaliście nie zależało na wygraniu jak największej liczby pieniędzy dla fundacji. W wyzwaniach robił co mógł, aby pomóc Kendji. Mimo to spotkał się z dość sporą krytyką internautów. "Co robi w programie Kendji? Wszystko. Co robi Maitre Gims? Śpiewa." - mniej-więcej taki wydźwięk miała większość opinii, wyrażana przez oglądających. Może hejtów byłoby mniej, gdyby pokazał się bez okularów, na co skrycie liczyła większość z nich? Niestety, potwierdziły się jego słowa z wywiadów i piosenkarz ani na moment nie zdjął swoich słynnych okularów. Nawet, gdy musiał pływać :P
Jednak moja opinia o występie Maitre Gimsa, również jest pozytywna. Zawsze podziwiałam jego talent wokalny, ale wydawał mi się dość płytkim człowiekiem, dla którego liczą się tylko luksusy i sława. Okazało się, że nie miałam racji, z czego bardzo się cieszę. Twórca hitu "Brise" okazał się naprawdę spoko gościem! Okazało się, że ma poczucie humoru i jest optymistycznie nastawiony do świata. Zaimponował mi, że nawet w tak nietypowych dla niego warunkach potrafił się odnaleźć i przetrwać. Owszem, czasem denerwowała mnie, a czasem śmieszyła jego nieznajomość prostych rzeczy. Ale cóż - skoro nie musiał ich w życiu używać, to trudno się dziwić, że ich nie umie. Zdenerwował mnie tak naprawdę tylko raz, kiedy w trzecim zadaniu zapomniał skrzynki, przez co Kendji musiał przerwać wyzwanie i popłynąć po nią razem z niesfornym kolegą. Poza tym nie mam do niego większych zastrzeżeń, a nawet wręcz podziwiam, że zdecydował się na udział w takim formacie.. Dał pan radę, Monsieur Gims!
Moim zdaniem, jednym z powodów sukcesu tego programu było postawienie na gwiazdy o odmiennych charakterach i sposobach bycia. To nie musiało się udać, ale się udało. Kendji i Maitre Gims doskonale się uzupełniali. Ciekawe jest też, że mimo różnic osobowościowych, nie doszło pomiędzy nimi do ani jednego spięcia. Kendji nie robił problemu z faktu, że Maitre Gims nie do końca potrafi odnaleźć się w tym miejscu i ze nie rozumie oczywistych rzeczy. Maitre Gims z kolei sprawiał wrażenie człowieka, który jest wdzięczny Kendji za wszystko co robi, bo jemu samemu byłoby z tym o wiele ciężej. Nie denerwował się na siebie, że on tego nie umie i nie twierdził, że sam zrobiły coś lepiej. "Gdyby nie było Kendji, prawdopodobnie bym tam umarł" - powiedział czarnoskóry piosenkarz w jednym z wywiadów. To pokazuje, jak bardzo był on świadomy tego, że z jego umiejętnościami (a raczej z ich brakiem) byłoby mu samemu na bezludnej wyspie bardzo ciężko. Dlatego trudno nie zgodzić się z tą wypowiedzią. Maitre Gims może i nie dałby sobie rady bez Kendji, ale... Sam program również nie byłby tak fajny bez Maitre Gimsa.
Piosenkarze zdobyli dla fundacji "La chaine de l'espoir" 48 tys euro. Dlatego też zebrali nie tylko pochwały za przetrwanie w programie, ale i też podziękowania za wielkie serca. Nie obyło się jednak bez głosów, że występ Kendji i Maitre Gimsa ma "drugie dno". Obaj piosenkarze wydadzą w tym roku swoje albumy studyjne, dlatego też pojawiły się podejrzenia, że na decyzję o ich udziale w programie wpłynęła nie tylko chęć pomocy organizacji charytatywnej, ale też możliwość przypomnienia o sobie widzom i dodatkowego wypromowania siebie i swoich (przyszłych) płyt. Jakkolwiek by nie było - wszyscy na tym skorzystali. Widzowie obejrzeli fajny program, telewizja zarobiła na formacie a fundacja uzyskała potrzebne wsparcie. To czy (i ile) wizerunkowo skorzystali na tym Kendji i Maitre Gims, jest w mojej opinii sprawą drugorzędną. Z przyjemnością obejrzałam ten program i chętnie zrobię to kolejny raz, gdy pojawią się w nim inne gwiazdy. Marketing i wizerunek ma tu znaczenie drugorzędne.
Komentarze
Prześlij komentarz